Niejaki Dr Freud, ojciec tego i owego w dziedzinie psychologii, zasłynął niegdyś wprowadzając do powszechnego języka termin ego (jak również kilka innych terminów, których z racji na systematyczne ignoranctwo, nie zamierzamy przytaczać). To właśnie ono sprawia, że jesteśmy zdolni sięgać po to, co się nam od życia należy. To ono wytłumaczy nam wewnętrzną narracją, dlaczego nie powinniśmy mieć wyrzutów sumienia, gdy wykorzystujemy ludzi do realizowania naszych najbardziej fantasmagorycznych wizji biznesowych, niczym młot do wbijania zardzewiałych gwoździ w porowaty beton. Przy czym, im ego cięższe, tym większa skuteczność w walce na korporacyjnym froncie. Wspomniany Zygmunt dopuścił się jednak poważnego zaniedbania. Nie wprowadził systemu klasyfikacji rozmiaru ego, aby jak najlepiej ocenić potencjał poszczególnych jednostek do odnoszenia sukcesu. Wasz Korporacyjny Korespondent, czuje się w obowiązku naprawić błąd tego urwipołcia.
1 egotona
Osobnik wyposażony w ego o wadze jednej egotony, zazwyczaj ulokowany jest w piwnicach biurowej struktury organizacyjnej. Do kategorii tej zaliczyć można adeptów korporacyjnego świata, którzy mozolnie wykuwają sobie pozycję naczelnych pomagierów, nabierając przy tym przekonania, że z biegiem czasu, stają się coraz bardziej wartościowi, wskutek zgromadzenia ogromu nikomu niepotrzebnej wiedzy na temat firmy. Jednoegotonowcy nie mają oporów przed umyślnym i nachalnym wykorzystywaniem swoich młodszych i niedoświadczonych kolegów. Szczęśliwy nosiciel osobowości jednoegotonowej, będzie zręcznie spychał swoje zadania na wszystkie ptysiaczki, które nie połapią się w porę, że robią nie swoją robotę. Obdzieli ich zatem kserowaniem raportów, które winien zwielokrotnić pracą własnych rąk. Uraczy wykonaniem niezręcznego telefonu do klienta, jak również w pełni przypisze im swoje niepowodzenie na ostatnim projekcie, wierząc że jego nieskromna osoba jest na tyle zorientowana w rozłożeniu korporacyjnych min, że sama nigdy by w żadną nie wdepnęła.
2 egotony
Z tym osobnikiem nie ma żartów. Rozedrgany od emocjonalnych uniesień – zazwyczaj z pozycji starszego specjalisty lub młodszego menedżera – zwalcza zajadle wszystkich pod sobą oraz namiętnie schlebia wszystkim nad sobą. Dwuegotonowiec postrzega świat, jako wielkie pole bitwy, na którym dowodzi, nieświadomą swojego zaciągu, armią nieudaczników. Już dawno odniósłby zwycięstwo, gdyby tylko karnie wykonywano jego polecenia – dlatego też bez mrugnięcia okiem ruga i flekuje na lewo i prawo, siejąc wokół siebie pot i łzy. Oczekując bezgranicznego podporządkowania, oferuje swym przełożonym równie bezgraniczne oddanie. Bezrefleksyjnie wykona każde zadanie, zmuszając do uczestniczenia w nim wszystkich, którzy są choć odrobinę gorzej sytuowani w firmowym rankingu sympatii pana prezesa. Innymi słowy, powierz mu zadanie bycia wiadrem, a niebawem wszyscy jego emocjonalni jeńcy, ganiać będą w tę i z powrotem łapiąc deszcz rozdziawionymi paszczami.
Ale nawet on, nie może równać się z prawdziwym gigantem egotonowej skali.
3 egotony
Indywiduum nie bez dumy noszące na krańcu swej szyi trzyegotonową osobowość, to rzadka kombinacja krwiożerczej determinacji w osiąganiu celów z postępującą socjopatią. Od urodzenia przeświadczony o swojej wyjątkowości i nadrzędnej roli względem wszystkich istot, trzyegotonowiec już jako dziecko, spóźniony dołączał do zabawy w podchody, aby wkrótce wykluczyć z niej jej inicjatora, a następnie wszystkich innych, bawiąc się na koniec samemu.
Żyje w przeświadczeniu, że świat dąży do zdetronizowania go, a on – skrupulatnie zapobiegliwy – nie dopuści do tego, trzymając swych domniemanych adwersarzy w żelaznym uścisku. Wsadzi więc klin w najmniejszą nawet szczelinę pomiędzy swych współpracowników, a następnie stworzy dla nich wirtualne fronty boju i na każdym obejmie funkcję strategicznego doradcy, zdobywając ich zaufanie, które wykorzysta gdy staną się mu wrogami.
Trzyegotonowiec wie wszystko. Gdy zadaje pytanie, z całą pewnością po usłyszeniu odpowiedzi, powtórzy ją sprawiając wrażenie, jakby to jego rozmówca w przedmiotowej sprawie sam czekał na oświecenie z jego strony. W projekcie raportu opracowanego przez podwładnego zamieni „zatem” na „więc” czyniąc przy tym wykład, jak ważna jest forma i jak wiele tenże musi się jeszcze nauczyć. Następnie podpisze się pod tymże raportem, tkwiąc w przekonaniu, że oto dzięki jego boskiej ingerencji w szyk przestawny zdań, raport przemienił się z miernego w doskonały. W swoim krótkim życiu robił bowiem dokumentnie wszystko, a ponieważ wszystko robi lepiej od innych, drogą prostego rachunku rzec można, że potrafi zrobić wszystko lepiej od wszystkich.
Z racji powyższego, trzyegotonowiec wspina się po szczeblach kariery zdecydowanie najszybciej i w krótkim czasie osiąga status dyrektora, a niekiedy i samego prezesa, dzięki któremu to statusowi może bezpiecznie kierować swymi dworzanami, budując ich rękami pomnik ku własnej chwale i czyniąc im zarazem największy z możliwych zaszczyt obcowania z sobą samym.
Tak, tak drodzy czytelnicy. To dzięki ego możemy bez skrupułów przekuwać nasze wewnętrzne pragnienia w czyny. Bez niego nie byłoby wyniszczającej rywalizacji, podkładania świń, podbierania pomysłów i skandalicznych awansów, a zatem wszystkiego co w życiu biurowym naprawdę ważne. Ego jest dobre i im więcej ego, tym więcej sukcesów. A zatem Wasz Korporacyjny Korespondent radzi – wyzbądźcie się skromności i już dziś zacznijcie tuczyć wasze ego, aby w przyszłości osiągnąć status trzyegotonowego dyrektora u szczytu chwały.
A jeśli uważacie, że ciężkie ego nie jest dla was, zawsze możecie łapać deszcz rozdziawioną paszczą.