Na rynku pojawia się coraz więcej nowych agencji pracy, które pozyskują coraz więcej zleceń na rekrutacje pracowników do Polski i za granicę. Rodzime firmy wchodzą na nowe, zagraniczne rynki a firmy międzynarodowe otwierają swoje biura w Polsce. To wymusza zatrudnianie nowych pracowników z bardzo dobrą znajomością języków obcych. W tej pogoni za lingwistami znajomość języka obcego stała się w wielu przypadkach wyznacznikiem do zatrudnienia osoby do rekrutacji.
Międzynarodowe korporacje mają swoje wewnętrzne regulaminy i procedury, które są dość restrykcyjnie przestrzegane. Obserwuję niestety tendencję do dewaluacji stanowiska Rekruter czy też HR-owiec właśnie w agencjach pracy oraz nowych firmach, w związku z zatrudnianiem młodych i niedoświadczonych w branży pracowników, których jedynym atutem jest władanie językiem innym niż Polski. Przy okazji, proszę mnie źle nie zrozumieć – oczywiście zatrudniajmy młode talenty, ale też szkólmy i kontrolujmy i, co ważne, róbmy to za pomocą wykwalifikowanych specjalistów.
Poszerzanie działu rekrutacji o nowych pracowników na już (a najczęściej na wczoraj) wraz z nowymi zleceniami i projektami sprawia, że nowy pracownik otrzymuje w pigułce wiedzę na temat tego gdzie i jak najszybciej znaleźć potencjalnego kandydata na pracownika, a nie, w jaki sposób należy to zrobić. Informacje o tym, jak napisać ogłoszenie, jak umawiać spotkanie i jak prowadzić rozmowę z kandydatami, nowy pracownik czerpie od swoich całkiem niedawno zatrudnionych kolegów, którzy sami nie do końca wiedzą, jakie zasady w tej branży obowiązują. I w ten sposób powstaje nam zespół niewykwalifikowanych pracowników.
Wszyscy wiemy, jak łatwo utrwalają się złe nawyki i jak trudno je potem skorygować. Najczęściej popełniane błędy dotyczą takich obszarów, jak tworzenie opisu stanowiska – nieadekwatne do rzeczywistości; sama treść ogłoszenia i popełniane w nich błędy merytoryczne, gramatyczne, stylistyczne; wyznaczanie terminu rozmowy kwalifikacyjnej; zaproszenia na spotkanie, zdarzają się również błędne informacje w zaproszeniu, no i na koniec sama struktura rozmowy rekrutacyjnej.
Nie poruszałabym tego tematu, (generalnie nie lubię narzekać) gdyby nie fakt, że z nie jestem jedyną osobą, która zaczęła ostatnio zwracać uwagę na te elementy. Wszyscy wiemy, że pewne zasady obowiązują nas tak samo, jak kandydatów i należy ich bezwzględnie przestrzegać. Niestety z doświadczenia własnego i znanych mi osób z działów rekrutacji wynika, że coraz częściej napotykamy na ogłoszenia, które są pisane niedbale. Osoby, które zamieszczają ogłoszenie nie fatygują się potem, aby sprawdzić, czy to, co stworzyli ma sens i czy jest staranne. Mogę również podać przykłady, jak to kandydat zostaje zaproszony na rozmowę na dzień następny bez możliwości jakiejkolwiek zmiany terminu, że zdarza się kandydatowi czekać pół godziny i dłużej na rozmowę, w końcu, że rekruter jest nieprzygotowany do rozmowy, nie posiada pełnych informacji na temat stanowiska o stroju służbowym nie wspominając.
Dla mnie, jako kandydata ogłoszenie o pracę to wizytówka firmy, przez pryzmat którego pojawia się pierwsza ocena całej firmy i jej pracowników. Błędy w ogłoszeniu traktuję, jako brak szacunku dla mojej osoby. Pracując u mojego obecnego pracodawcy i mając plany i zobowiązania na kolejne dni może się zdarzyć, że nie będę w stanie umówić się na spotkanie jutro o godz., 9.00. Jeżeli przychodzę na rozmowę punktualnie, to oczekuję tego samego od drugiej strony. Nie dopuszczam informacji, że w przypadku rozmów z kandydatami trudno jest zaplanować dokładnie czas rozmowy. No i w końcu nie wyobrażam sobie, aby rozmawiać z osobą ubraną w podkoszulek na ramionkach i w dodatku, aby nie otrzymać dokładnej informacji o tym, co mnie czeka na nowym miejscu pracy.
Nawet, jeżeli w Państwa w firmie wszystko wydaję się działać w jak najlepszym porządku, to bardzo proszę o chwilę refleksji nad tym, kiedy Wasi nowi pracownicy byli ostatnio na szkoleniu z rekrutacji, komunikacji, prowadzenia rozmów kwalifikacyjnych, autoprezentacji. Czy aby na pewno znają zasady obowiązujące w procesie zatrudniania personelu? Czy jesteśmy dla siebie przykładem i czy zwracamy innym uwagę na obszary do skorygowania lub rozwoju? Czy wymieniamy się dobrymi praktykami? Pamiętajmy, że osoba po filologii germańskiej, francuskiej czy angielskiej wymaga takiego samego przygotowania i wdrożenia do pracy, jak każdy nowy pracownik, a znajomość języka obcego nie zwalnia z posiadania wiedzy na temat zasad rekrutacji.
Autor: Ewa Janas
Z przykrością muszę stwierdzić, że zgadzam się z postawionymi wyżej tezami….
Aczkolwiek nie jest to jeszcze „wszechfirmowy” standard i w tym upatruję nadziei…
Witam,
Także zgadzam się z Pani spostrzeżeniami, dodatkowo obserwuję z z niepokojem nowy trend w korporacjach na zmianę niedoświadczonych lub „lekko” doświadczonych rekrutrów w modnych ostatnio HR Business Partnerów co także stanowi wypaczenie tejże roli…niestety
Również zgadzam się z powyższym artykułem. Ukończyłam studia z zakresu zzl i interesuje się rekrutacją, śmiało mogę powiedzieć, że posiadam wiedzę z tego zakresu. Niestety brak zdolności językowych uniemożliwia mi podjęcie pracy w zawodzie rekrutera. Na rynku panuje przekonanie wszystkiego jesteśmy wstanie cię nauczyć w krótkim czasie, ale nie języka, dlatego też pracuje w tej branży wiele młodych osób niekoniecznie posiadających wiedzę z zakresu zzl czy psychologii. Chodząc na rozmowy rekrutacyjne często obserwuje zachowania rekruterów i bardzo nie podoba mi się to co widzę: odbieranie telefonów od babci w trakcie rozmowy czy też nie umiejętność przekazania informacji o stanowisku pracy. Zdarzyło mi się wielokrotnie aplikować na dane stanowisko pracy po czym podczas rozmowy okazywało się, że praca ma polegać zupełnie na czymś innym, a ogłoszenie było tylko haczykiem marketingowym, przez co ja i rekruter straciliśmy tylko czas. Oczywiście nie należy generalizować, jestem przekonana, że w Polsce pracuje wielu profesjonalnych rekruterów.
A ja mam wiedzę i znam język, ale doświadczenie sprzed trzech lat. I mimo, iż ciągle się rozwijam nikt mnie zatrudnić nie chce. Może jestem za droga, bo taka świeżynka po studiach nie ma domu na utrzymaniu.
Przez ostatnie prawie 7 lat pracowałam w agencji pośrednictwa pracy zagranicą w Lublinie. Znam bdb język angielki, dogadam się po niemiecku. Niestety z powodów ekonomicznych mój oddział został zamknięty i szukam nowej pracy, o podobnym charakterze. I cóż z tego, że mam doświadczenie, kwalifikacje, skoro pod stanowiskiem „konsultant ds. personalnych/rekrutacji itp” najczęściej rozumie się student, absolwent, osoba z orzeczeniem o niepełnosprawności, czyli generalnie taka, która niekoniecznie ma doświadczenie, ale można jej mniej zapłacić.Bo to o to głównie chodzi.
Zgadzam się. Jestem właścicielem firmy ogólnie rzecz ujmując przygotowującej do poruszania się po rynku pracy. Rozmawiam z kandydatami, których szkolimy, a ich opinie o rekruterach nie są przychylne. Przypadki zaproszenia na rozmowę bez możliwości zmiany terminu wydają się być nagminne. Telefon rekrutera przypomina wyrok, a nie propozycję. Ale to nic w porównaniu z pseudo-menedżerami różnych salonów (zwłaszcza sieci telefonii komórkowej). Zastanawiam się po trochu, po co się tak wiele wymaga od kandydatów na rynku pracy, skoro później na stanowiskach razi niekompetencja.
Niestety spotkałam się z tym w Grupie Profas: zespół niewykwalifikowanych pracowników, stażystów bez doświadczenia, wiedzy o rekrutowaniu. To straszne, że nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za błędy ortograficzne i stylistyczne w ogłoszeniach, brak odpowiedniego stroju podczas prowadzenia rozmów,nieprofesjonalne zachowanie i traktowanie kandydata-jak rzecz, którą się sprzedaje i to najlepiej szybko bo wyniki trzeba robić. Znajomości języka obcego też niestety brak.
A ja muszę powiedzieć, że jestem właśnie takim pracownikiem. Że trafiłam do tej branży właśnie dzięki moim umiejętnościom językowym. I wcale się tego nie wstydzę. A rzeczy, o których pisze autorka, jak błędy ortograficzne, merytoryczne i stylistyczne w ogłoszeniach, czy nieodpowiednie zachowanie na rozmowach (odbieranie telefonu, nieodpowiedni strój, spóźnienie na rozmowę!) wynikają raczej z braku jakiejkolwiek kultury i poszanowania drugiego człowieka oraz edukacji na podstawowym poziomie – jeśli tego właśnie uczy się na studiach z psychologii, czy zzl, to wcale nie żałuję, że nie mam tego zaplecza edukacyjnego.
Zachowania rekruterów, o których pisze autorka i moi przedmówcy są w ogóle dla mnie nie do pomyślenia… może dlatego ten tekst mnie tak oburza.
Powiem Wam drodzy koledzy i koleżanki po fachu, że ja osobiście, kolokwialnie mówiąc, wkurzam się na takich rekruterów jak opisani powyżej, ponieważ nazywa się ich często hrowcami i oni niestety ten wizerunek hrowca mocno psują, a ja potem pracuję z ludźmi, którzy mają niejednokrotnie takie kiepskie doświadczenia i przez ich pryzmat oceniają także innych pracowników hr co mocno utrudnia mi pracę:/