Rok fleximamy i flexitaty

Światowe media pękają ostatnio w szwach od materiałów o mamach robiących biznes! Pojawiła się potrzeba nazwania tego dziwnego zjawiska i tych kobiet, które nierzadko pełne stresu robią biznes między pieluchą a przedszkolem. To mompreneurs – mamy przedsiębiorcze. Po naszemu: fleximamy robiące biznes. Co za cholera, zapyta niejeden pan pod pięćdziesiątkę, gdzie są faceci żywiciele? Część z nich wybrała karierę domową.  Ano tak – znak czasów, drogi panie.

Coś się dzieje dziwnego. Recesja w USA okazała się seksistowska – dotknęła głównie mężczyzn. Co ciekawe powrót do normy okazuje się podobnie seksistowski – aż 32 proc. mężczyzn odzyskało swoją pracę, podczas gdy w tym samym czasie udało się to 20 proc. kobiet… Dręczy mnie pytanie: co się stało z pozostałymi panami bez pracy? Zostali w domu i poznali nową rolę: stay-at-home dads. Ojcowie zaczęli blogować o byciu tatusiem, są zachwyceni swoją nową rolą, a ich liczba podwoiła się między 2003 a 2009 rokiem, osiągając 158 tysięcy! No żesz matko!

Mamy jakieś poplątanie. Tatuś zostaje w domu kochanie, a mamusia wraca na etat po urlopie rodzicielskim. Tyle, że jak matka ma wrócić na nieelastyczny przeważnie etat? Każda kobieta w tej sytuacji szlocha po kątach, smarkając znad laktatora w firmowym kiblu. Część z nich jakoś przeżyje ból zostawienia dziecka w domu, część tego nie zniesie i albo zrezygnuje w ogóle z pracy, albo zacznie kombinować swój biznes na boku. Część ojców będzie patrzyło bykiem na swoje szalejące partnerki, a część wesprze ich w biznesie, tworząc marki rodzinne.

Przez wiele dekad wkładano nam do głowy teorię o niepracujących mamach i ich wkładzie w życie zdrowej rodziny. Że dziecko jest dopilnowane, zdrowe, mąż zachwycony, mama szczęśliwa i spełniona – wszystko gra jak w zegareczku. Tyle, że to bujda! Nie dlatego, że ja tak mówię i moje działania w domu kwalifikują się pod rzeczownik “fuszera” – po prostu lista badań, które zaprzeczają tej teorii jest coraz dłuższa.

Okazuje się, że najlepiej funkcjonujące w życiu dzieciaki to te wychowane przez rodziców, którzy są flexi. Jeśli więc czyli tacy, którzy dopasowują pracę do życia, a nie odwrotnie. Na chłopski rozum to dość logiczne, prawda? Lepsza mama, która pracuje do wieczora czy taka, która w ogóle nie pracuje? W pierwszym przypadku mamy salę samobójców, a w drugim nadopiekuńczą mamuśkę i często niesamodzielne dziecko. Czyli rozwiązania skrajne są do dupy i lepsze jest po prostu… flexi.

Z mojego punktu widzenia dążąc do flexi możecie jako rodziny zrobić następująco:

1. ELASTYCZNY ETAT: pokolenie naszych rodziców uważa, że etat jest ok. Nie. Etat jest ok, kiedy jest flexi. Nieelastyczny etat zdecydowanie nie ok. Usiądźcie sobie i pomyślcie jak uelastycznić swój etat. A później bądźcie flexi na etacie. Tak zrobiła Asia, która wymyśliła, że chce pracować dwa dni w tygodniu z domu. Zawnioskowała i dostała! Musi się udać. Walczcie, przecież chodzi o wasze życie!

2. WŁASNY BIZNES:
jakakolwiek działalność gospodarcza, która przyniesie Wam mniej więcej tyle samo kasy, ale więcej elastyczności i satysfakcji z pracy na własny rachunek. Czy fleximama czy flexitata – dla dziecka grunt, że jest flexi.

O sukcesach fleximam w biznesie napisał ostatnio portal MSNBC. Bezwstydnie przytoczę bez pytania o zgodę i mam nadzieję, że do więzienia mnie nie wsadzą. Jeśli chcecie przeczytać o fleximamach born in the USA – zapraszam na Fleximama.pl. A ponieważ zostaliśmy oskarżeni o dyskryminację i brak parytetów – kombinujemy jak włączyć flexitatę w projekt.

No właśnie, flexitato – jak możemy Ci pomóc?

Z przyjemnością poznamy Twoją opinię

Skomentuj

Wystarczy 5 sekund aby być zawsze na bieżąco.

Zapisz się do naszego newslettera tutaj:

Informacje o najciekawszych artykułach i nowościach w świecie HR.

Dziękujemy za zapisanie do naszego newslettera. Od teraz będziesz na bieżąco ze światem HR.

Share This
HRstandard.pl
Login/Register access is temporary disabled
Compare items
  • Total (0)
Compare
0