Sześcioletni Pedrito spogląda na mnie oczami dorosłego, bardzo smutnego mężczyzny. W końcu wyciąga szorstką, spracowaną dłoń, prosząc, bym położył go do taczki. Przykrywam malca swoją bluzą, a on natychmiastowo zasypia. Jest już ciemno, okoliczna fiesta zbliża się ku końcowi. Jego starsze rodzeństwo zamyka rozlatujący się kramik z gotowaną kukurydzą. Nikt z nich nie świętuje, ponieważ wiedzą, że to jeszcze nie koniec na dziś. Niedługo kolejny etap pracy.
Idą ulicami małego ekwadorskiego miasta, umiejscowionego w rolniczej prowincji Los Rios. Ich spojrzenia skierowane są na ziemię. Szukają plastikowych butelek, które następnego dnia spróbują sprzedać. Zajmie to kilka godzin. Gdy już zacznie świtać, przyjdzie im w końcu chwilę odpocząć. Rano Pedrito i dziewczynki zgniotą zebrane plastiki, a starsze rodzeństwo uda się do centrum. Do wieczora będą pracować jako pucybuci. Żadne z nich nigdy nie chodziło do szkoły i nigdy już do niej nie pójdzie. Muszą pracować, by utrzymać liczną i stale powiększającą się rodzinę. Ich ojciec nie wyobraża sobie, by ktokolwiek marnował czas na edukację.
Najstarszy z nich, Miguel, nie potrafi czytać i pisać. To dobry, uczciwy i bardzo sympatyczny chłopak. Pedrito, który jest w niego wpatrzony, nie zdaje sobie z tego jeszcze sprawy, ale on również skazany jest na taki sam los. Chcę coś zmienić, ale wiem, że wszystkie moje słowa to słoma rzucona na wiatr, to monady bez okien, to głuche wołanie roztrzaskujące się o eter.
Nic się nie zmienia
Mój powrót po dwóch latach. Europa, Polska, kolejne z wielu miast tonących w technologii. Miejsce pracy i lista wyzwań, znów kolejne wyzwania, a na końcu zbiorowe mylenie pojęć. Słyszę, że praca jest towarem, ponieważ sprzedajemy nasz czas, umiejętności i wszelkie zdobyte uprawnienia. Jest w tym element racji, jak zresztą twierdzi część teoretyków, ale kompletnie odhumanizowana. To świat agresywnych korporacji i zadań nastawionych na dokładnie rozpisany cel. Inny świat ma Pedrito, a inny menedżer dużej firmy konsumpcyjnej z samego środka Europy. Jedna sprawa ich łączy – najlepiej rozumieją to, co mają najbliżej. Wszystko inne jest trudne. Potrafisz w pełni zrozumieć coś, co możesz sobie wyłącznie wyobrazić lub ujrzeć na moment, by zaraz wrócić do swojego stałego życia?
Twierdzę, że jako ludzie empatyczni automatycznie ustawiamy się w tej historii po stronie dziecka. Niestety, empatia i rzeczywistość nie zawsze idą ze sobą w parze. Choć chcielibyśmy, by było inaczej, to wygranym w tej historii może być tylko menedżer. Może, lecz nie musi. Wygra, jeśli robi to, co kocha, nie traktując pracy wyłącznie w kategorii zaspakajania potrzeb. On ma wybór i możliwości. Pedrito nie. Nie ma też możliwości zdobycia wiedzy potrzebnej do zrozumienia tej subtelnej, a jednak bardzo znaczącej różnicy.
Wszyscy jesteśmy równi
Deklaracja Filadelfijska została uchwalona w 1944 roku w Filadelfii, na 26. sesji Konferencji Ogólnej Międzynarodowej Organizacji Pracy. Swoją uwagę koncentruje przede wszystkim na dążeniu do sprawiedliwości społecznej, bez względu na rasę, wiek, wyznanie, pochodzenie, a także stwierdza, iż każdy ma takie samo prawo do dobrobytu materialnego i rozwoju duchowego. Akt składa się z pięciu rozdziałów dotyczących celów i zadań, które mają za zadanie wywierać wpływ na politykę państw członkowskich.
Pierwsza część traktuje o podstawowych i jednocześnie najważniejszych zasadach deklaracji. Mianowicie:
- praca nie jest towarem
- wolność słowa i stowarzyszenia się jest kluczowa dla trwałego postępu
- bieda gdziekolwiek stanowi zagrożenie dla dobrobytu wszędzie
- walkę przeciwko niedostatkowi powinien podjąć każdy kraj, najlepiej przy intensywnej współpracy z innymi.
Druga część jest deklaracją założeń statutu organizacji. M.in. podkreśla się w niej prawo do materialnego dobrobytu i rozwoju duchowego, w warunkach godności, wolności oraz gospodarczego bezpieczeństwa. Dążenie do zachowania tych praw winno być podstawą zarówno polityki krajowej, jak i międzynarodowej.
Trzecia część zawiera szczegółowe postulaty z obrębu zagadnień prawa pracy. M.in. opiekę nad życiem i zdrowiem pracowników, realizowanie pełnego zatrudnienia, a także zagwarantowanie odpowiedniego poziomu wyżywienia, mieszkania czy równego dostępu do kultury, edukacji oraz płacy i zarobków.
Czwarta część koncentruje się na konieczności współpracy Międzynarodowej Organizacji Pracy z innymi organizacjami i instytucjami, którym można powierzyć współodpowiedzialność za zadania określone w Deklaracji Filadelfijskiej.
Piąta część propaguje urealnianie wszystkich powyższych zasad MOP na całym świecie – z uwzględnieniem możliwości danych regionów i społeczności.
Siła pracy tkwi w osobie
W rozumieniu humanistycznym każda praca ma taką samą wartość etyczną, ponieważ jej sprawcą jest człowiek. Owszem, za wykonanie swoich zadań otrzymujemy zapłaty w różnych wysokościach, ale to już wartość ekonomiczna, odrębny punkt całej kwestii. To praca jest dla człowieka, a nie człowiek dla pracy. W tym imperatywie jest zawarta potężna dawka osobistej, zindywidualizowanej wolności. Co tak naprawdę oznacza filadelfijskie „praca nie jest towarem”? To poszanowanie każdego człowieka i różnego rodzaju trudu, z którym musi się zmagać, wykonując swój zawód. To szacunek do każdej pracy i osobistego nastawienia do niej.
To niejako przyznanie prawa do tego, by praca mogła sprawiać przyjemność, dawać ukojenie zmysłom, do działań zgodnych z zainteresowaniami i pasją. Praca nie musi oznaczać robienia czegokolwiek, byle tylko móc się utrzymać. To również sposób myślenia daleki od konkurencyjności z innymi osobami, ucieczka od sztucznego promowania swoich kwalifikacji i kompetencji. To antyteza wyścigu szczurów i przede wszystkim angażowanie w pracę całej swojej osoby, a nie tylko umowa kupna wykonania usługi.
– Stąd praca nosi na sobie dwie niejako cechy: mianowicie jest naprzód osobista, ponieważ siła pracy tkwi w osobie i jest właściwością osoby, która jej używa i na której pożytek natura ją przeznaczyła. Dalej, praca jest konieczna, ponieważ do zachowania życia potrzebuje człowiek owoców pracy; sama zaś natura, której nie można być nieposłusznym, nakazuje staranie o życie – napisał w Rerum Novarum stojący po stronie tezy, iż praca nie jest towarem, Leon XIII. Podobne zdanie głosił papież Jan Paweł II – Praca nie może być traktowana – nigdy i nigdzie – jako towar, bo człowiek dla człowieka nie może być towarem, ale musi być podmiotem. W pracę wchodzi on poprzez całe swoje człowieczeństwo i całą swą podmiotowość.
Człowiek nie jest maszyną
Do pracy trafia człowiek z całym bagażem swojego człowieczeństwa, nie sposób tego rozdzielić. To nie maszyna nastawiona na pracę, wolna od wszystkich swoich cech charakteru i osobowości, które go czynią taką, a nie inną istotą. Decydując się na wykonywanie jakichś czynności, oddaje całego siebie, także część odpowiedzialną za słabości. To ojciec, córka, mąż, syn, zięć, student, ekstrawertyk, introwertyk. To ktoś. Mądry pracodawca będzie promował człowieka i pozwoli mu naturalnie rozwinąć skrzydła, uciekając od roli egzaminatora oceniającego ucznia. To ten rodzaj humanizmu, który przejawia się naturalnie, niewymuszony. Istotą jest zrozumienie tego, a kolejnym etapem powinien być świadomy wybór rodzaju pracy, który da radość. Pracując od serca, serce oddamy. Wtedy korzystać będziemy nie tylko my, lecz także nasz pracodawca.
Paweł Drąg – publicysta z artykułami, które wielokrotnie ukazywały się m.in. w „Przekroju”, „Przeglądzie”, „Angorze”, „Najwyższym Czasie!”, „Gazecie Wyborczej” oraz „Weszło!”, a także redaktor naczelny „Nowych 7 Dni Gryfina” i „Ekspresu Gryfińskiego”. Współpracuje z SILVERHAND, polską agencją zatrudnienia o międzynarodowym zasięgu.