Bywa, że dział HR danej firmy musi zabawić się w doktora. Przychodzi moment na zdecydowane działania lecznicze – im wcześniej zaczniemy, tym prędzej doprowadzimy firmę do zdrowia. Przeciąganie stanu chorobowego prowadzi do poważnych powikłań. A nawet śmierci. Nic w tym śmiesznego.
Zacznijmy od próby definicji: Toksyczna firma. Każdy o niej słyszał, nie jeden w takiej pracował. Ale co to jest? Toksyczność wg definicji „to cecha związków chemicznych, polegająca na powodowaniu zaburzeń funkcji lub śmierci komórek żywych, organów lub organizmów po dostaniu się w ich pobliże. To inaczej działanie niepożądane wynikające z reakcji fizykochemicznych pomiędzy związkiem chemicznym, który wniknął do ustroju, a układem biologicznym.” Co gorsze, w zasadzie wszystkie związki mogą być w dużych dawkach szkodliwe, także leki.
Jak to się ma do organizmu firmy? W pewnym uproszczeniu: firma powstaje aby zarabiać, zmieniać, tworzyć, edukować. Zatrudnia ludzi, aby wspólnie wyznaczone cele sprawnie realizować, a sukces jest wartością dodaną wyrażoną w pieniądzach, uznaniu, dodatkowych profitach, opiece zdrowotnej, dobrych relacjach, wspólnie spędzanym czasie, itd. Pracownicy i pracodawcy żyją w zdrowym związku do czasu, aż obie strony mają z tego korzyści. Często z wzajemną sympatią, zawsze z trudnościami i problemami – zupełnie naturalnymi cechami żyjących organizmów.
Po cichu, małymi krokami
I w pewnym momencie coś zaczyna iść nie tak. To ciche, małe kroki, zmiany w motywacji, zachowaniach, relacjach. Coraz więcej konfliktów, niechęci, patrzenia na zegarek, problemów z klientami, dostawcami, aż słupki finansowe zmieniają swój pożądany bieg. Pomijając czynniki zewnętrzne – kryzys na rynkach finansowych lub zamknięcie dróg eksportowo-importowych do i z mocarstw ekonomicznych, prawdopodobnie mamy do czynienia z trucizną, która drąży firmę. Wielkie bum, trach i szukanie pomocy z reguły odbywa się już w momencie, kiedy liczba problemów przekracza akceptowalne normy i „trzeba coś z tym wreszcie zrobić”. Doświadczenie mówi mi: to ostatni dzwonek, a zbyt często już po nim. Firma trwa nadal, ale jako własna karykatura, której jedynym celem jest pieniądz – i dla właścicieli, i dla pracowników. Najczęściej kończy się to sprzedażą resztek i konsumpcją zysków. Rzadko kiedy twórcy upadłych firm zdobywają się na reaktywację czy reset dotychczasowych doświadczeń – tylko nielicznym się to udaje i to tylko w sytuacji poważnej refleksji nad zarządzaniem i błędami, które doprowadziły do upadku.
Objawy
Przyjrzyjmy się pierwszym, najczęściej notowanym sygnałom zatrucia firmy:
• Koniec radości – najbardziej „niewinny” objaw. Były mecze piłkarskie, wspólne wyjścia na siłownię i basen; „obiady czwartkowe”; dużo uśmiechu w biegu i spokoju; tworzenie nowych rozwiązań w atmosferze zabawy. I powoli zaczynają znikać: drużyna się rozpada, czas zaczyna być ciągłym problemem, nikt nie chce niczego wymyślać, atmosfera „gęstnieje”, słyszymy sporo plotek i szeptów po kątach – tzw. drugie życie firmy staję się codziennością – a czas spędzony w pracy rośnie do rozmiarów problemu. Jeżeli to nie czynniki zewnętrzne wpłynęły na humory ludzi, prawdopodobnie mamy pierwszy problem.
• Komunikacja to wróg – na miejsce wypracowanego dotąd modelu komunikacji wewnętrznej wkracza niechęć do dzielenia się informacjami, budowanie fortec (czasem dosłownie – kolejne gabinety na kody, ścieżki wspólne dla wszystkich stają się ścieżkami dla „wtajemniczonych”, a w zamkniętych pokojach wybrani tworzą coś, o czym nikt nic nie wie), miejsce regularnych spotkań działów zastępują rozmowy korygujące. Informacja przestaje docierać z góry na dół, dotychczasowe grona projektowe mają nierówny dostęp do danych, a przekaz z dołu do góry nie wychodzi w ogóle. Informacja zwrotna traci na znaczeniu przez ogólny brak zaufania do jej zawartości i szczerości intencji. W tym momencie w firmie rządzi już plotka – chętnie wykorzystywana do manipulacji informacją przez osoby zainteresowane obecnym stanem rzeczy – o nich więcej poniżej.
• Kariery karierowiczów – toksyczne zmiany to idealny czas dla osób, zarządzających przez manipulację. Szybkie, i niespodziewane awanse cudotwórców, którzy znają metody szybkiej naprawy wszystkiego, zarządzanie przez stres, akceptacja dla donosicielstwa i anonimowych poszeptów, gratyfikacje dla tych, którym znienacka wszystko zaczyna się podobać. Z punktu widzenia Zarządzania Talentami prawdziwe Gwiazdy zastępowane są w dużej liczbie i krótkim czasie przez Celebrytów. Cenieni, doświadczeni pracownicy zaczynają z firmy odchodzić – z woli własnej lub nie. Kultura firmy zaczyna zmieniać się w niebezpieczną stronę: szybko, posłusznie, bez szacunku dla siebie i klienta. Wynik finansowy za wszelką cenę oraz brak dyskusji to wyznaczniki sukcesu, a jakakolwiek kreatywność jawi się jako zagrożenie.
• Granice prawa – mobbing, molestowanie, przemoc psychiczna, słowna, wszelkie przejawy dyskryminacji – to już alarm dla firmy. Świadome obniżenie jakości usług i/lub produktów, sprzedaż siłowa (bez potrzeby budowania trwałej relacji z klientem), poszukiwanie oszczędności/zysku kosztem ludzi, bezpieczeństwa środowiska to spodziewane efekty wcześniejszych sygnałów niepożądanych zmian. To bardzo trudny moment na reakcję – jedynie utrzymanie dobrej pozycji HR w organizacji (a łatwo nie będzie – trucizna stara się zlikwidować swoich potencjalnych „morderców”) i przynajmniej fragmentaryczne wsparcie ze strony właścicieli, niezmiennie dążących do rozwoju firmy, dają szansę na mozolną, ale jednak naprawę zatrutej organizacji.
Strażnicy zdrowia firmy
Uważna obserwacja i szybka reakcja na pierwsze objawy trucizny w organizacji, to duże i bardzo istotne zadanie dla działów HR – nikt lepiej nie zrozumie tego, co się dzieje i nie zastosuje bardziej adekwatnych narzędzi naprawczych, niż specjaliści od ludzkich zachowań, kompetencji i umiejętności współpracy. Szczerość, odwaga i rozmowa (SOR) to drogie lekarstwa, ale wciąż najskuteczniejsze, kiedy chcemy ratować firmę, zaatakowaną przez zatruty wirus.
Autorka: Joanna Konieczna
coach&trener
joannakonieczna.pl