Jest taki moment, kiedy opada kurz rekrutacyjny. Kandydat wypuszcza powietrze, rozluźnia się, jest spokojny, zrobił wszystko co mógł, reszta w rękach decydentów. A rekrutacja trwa nadal – a przynajmniej trwać powinna, bo te kilka minut może ostatecznie rozwiać wątpliwości i zaoszczędzić firmie czasu, pieniędzy i kłopotów.
Warto zarezerwować sobie kilka minut więcej na rozmowę rekrutacyjną. Rzecz jasna dotyczy to dalszych etapów – trudno wymagać od siebie czy managera, aby już w pierwszej turze uważnie obserwował zachowania wszystkich kandydatów, także tych, którzy odpadli z twardych powodów – braku wiedzy, kompetencji, czy tych zwyczajnie niepoważnych.
Jednak im dalej, tym trudniejsza wydaje się decyzja, bo zostają kandydaci naprawdę przygotowani czy perfekcyjnie wyćwiczeni. Gdyby wszyscy grali fair, nie mielibyśmy wpadek rekrutacyjnych i każdy pracownik pasowałby do zajętego właśnie stanowiska ku naszej oraz organizacji radości. A jednak tak nie jest i zbyt często plujemy sobie w brodę, że wypuściliśmy z rąk świetnego kandydata A, a kupiliśmy perfekcyjnego pozera, czyli kandydata Z.
Dziś mamy coraz więcej narzędzi, która pomagają nam uniknąć pułapek. Ale jedno z nich, całkiem proste i niewymagające niczego więcej niż kilka minut dodatkowego czasu, wydaje się niedoceniane. To niezobowiązująca rozmowa z kandydatem, w drodze do drzwi lub windy. Mała rzecz, a sporo waży, w obie zresztą strony. Pięć dodatkowych minut naszej uważności i skupienia, to pięć uzyskanych informacji.
Efekt 1. Na pewnym etapie cenni kandydaci, podobnie jak my, zwracają uwagę na drobiazgi. Niektóre z nich, bardzo widoczne są: uprzejmość, elegancja i klasa firmy, dla której mają pracować. To wszystko możemy zapewnić nie tylko sympatyczną oprawą spotkania (miejsce, coś do picia, wygodne fotele), ale przede wszystkim ładnym, niewymuszonym gestem. Jest nim chęć poprowadzenia luźnej rozmowy „po”, a nie tylko „przed” decydującą rozmową. To moment, w którym możemy wykazać zainteresowanie książką, którą ostatnio czyta kandydat, jego kotem czy marzeniem o podróży do Meksyku. Jeżeli pasje, o których wspomniał podczas rekrutacji są faktem, opowie nam o tym z szerokim uśmiechem i nie będzie mógł przestać. W innym przypadku właśnie wyleci mu z głowy nazwisko autora powieści, kota odwiedza u sąsiadów (i w sumie go nie lubi), a podróżować lubi w grach komputerowych. I mamy: wiarygodność potwierdzoną lub po dużym znakiem zapytania. A tak się ładnie zapowiadał…
Efekt. 2. Po zasadniczej rozmowie wiele wywnioskować możemy z zachowania kandydata. Ulga połączona z chęcią ucieczki, rozgadany optymista staje się mrukiem, uśmiech zamienia się w szczękościsk, a pięknie ułożone ręce zaczynają bezładnie latać – możemy mieć problem. I odwrotnie: zestresowany kandydat, który gubił słowa, po rozmowie zaczyna ze swadą opowiadać o nowym pomyśle, wreszcie się uśmiechnie, wyprostuje, poda rękę z siłą dorosłego człowieka. To wszystko, to wpływ stresu na rozmowę. Spójność przekazu werbalnego i mowy ciała – to wiedza, którą warto zdobywać do samego końca.
Efekt. 3. Pytania – podczas rozmowy to najczęściej rekruter zadaje pytania. Kandydaci wiedzą już, że również warto pytać o stanowisko czy kulturę firmy, ale na więcej nie mają odwagi. Prawdziwe perły zdarzają się w drodze do windy. Kilka przykładów z życia:
„A dużo pracy jest tutaj? Bo ja chciałam jeszcze iść na kurs włoskiego i wieczorami pilnuję takiej małej Julci, dobrze płacą” – kandydatka na przedstawiciela handlowego w regionie Polski wschodniej;
„Mieszkałem tu, niedaleko. Wyprowadziłem się, bo w mieszkaniu była żyła wodna i jeszcze coś, był egzorcysta, ale nie pomógł” – kandydat na specjalistę w dziale IT;
W odpowiedzi na pytanie, jak się podoba w naszej firmie?: „Może być. Myślałam, że będzie więcej marmurów, tak słyszałem” – kandydat na regionalnego menedżera sprzedaży w hurtowni kosmetycznej;
„Za długo jestem sama, za dużo pracuję. Są tu fajni faceci?” – kandydatka do działu HR;
I mój ulubiony: „Nie umiem pływać, boję się wody od dziecka” – wygadał się kandydat na redaktora portalu sportowego, zdeklarowany miłośnik żeglarstwa, zagadany przez przyszłego szefa, uradowanego na myśl o rozmowach na temat wspólnej pasji.
Takich kwiatków jest znacznie więcej. Wystarczyło pięć minut, a już znamy prawdziwe priorytety naszych kandydatów.
Efekt. 4. Kandydat, który myśli poważnie o pracy w naszej firmie, po trudach rekrutacyjnych będzie interesował się wszystkim. Nawiąże do zdobytej wiedzy o firmie, dopyta o rozwiązania, będzie chciał coś zobaczyć, zainteresuje go mijana gazetka z opisem akcji HR-owych. Oczywiście, nie wszystko i nie każdemu chcemy pokazać. Jednak jeżeli nie mamy podejrzeń o szpiegostwo gospodarcze warto kilka słów poświęcić drobiazgom, bo dobrą wolą z naszej strony możemy nagrodzić zapał. Rzetelne zainteresowanie sprawami firmy po wszystkim – to pozytywny objaw.
Efekt. 5. Podczas kolejnych etapów rekrutacyjnych jest mało miejsca na przypadek. A to właśnie on potrafi zdziałać cuda. Nigdy nie zapomnę widoku uciekającego kandydata na wysokie menedżerskie stanowisko, który spotkał na korytarzu kolegę, o którym sporo opowiadał na rozmowie. Nikomu nie przyszło do głowy sprawdzenie czy się znają (na marginesie – błąd) – po spektakularnej ucieczce wyszło na jaw, że niedoszły menedżer ma sporo długów u „kolegów” z byłych firm. Cóż, sposób na rozwiązywanie sytuacji trudnych też niekoniecznie jest łatwy do zweryfikowania, nawet podczas Assesment Centre – z klockami ów kandydat radził sobie świetnie, urodzony lider, negocjator. Na przykład, wielu niepalących kandydatów zapala gorączkowo papierosa jeszcze pod firmą; pięknie ubrani posiadacze drogich zegarków biegną do tramwaju; a zdeklarowani single całują za rogiem rozgorączkowane narzeczone. Bezdzietna kandydatka odbiera dziecko z rąk czekającej pod firmą znajomej.
Z drugiej strony, spokojny młody człowiek, we flanelowej koszuli, zakłada na uszy słuchawki, które zdjął na rozmowę i porusza się dokładnie tym samym, tanecznym krokiem do kultowego malucha, którym przyjechał. Po trzech latach zostaje szefem kreatywnego projektu w firmie zbrojeniowej. Wygrał z całą resztą garniturowców – był sobą od początku do końca. I ktoś poświęcił mu czas – również dodatkowe pięć minut.
Autorka: Joanna Konieczna
coach&trener
joannakonieczna.pl