Jestem fanką użycia gier w czasie szkoleń. Sama układam proste gry, jak również korzystam z gier wymyślonych przez innych, w tym gier licencjonowanych. Dlatego chętnie poznaję różne gry podczas konferencji i warsztatów promocyjnych. Tak też było w zeszłym miesiącu.
W kameralnej grupie 8 osób uczestniczyłam w całym dniu związanym z grami. Przyznam, że już po trzeciej rozgrywce byłam zmęczona. Dzięki temu odczułam na własnej skórze, że z grami nie można przesadzać pomimo, że każda z gier osobno była bardzo cenna i ciekawa. Wyobrażam sobie, że tak czują się uczestnicy niektórych szkoleń, które pomimo zastosowania nowoczesnych narzędzi szkoleniowych jakimi są gry, mówią: dość już mamy tych gier i zabaw, świetnie się bawiliśmy, ale to szkolenie nic nie wniosło. Dlaczego? Być może niezbyt doświadczony trener położył nacisk na atrakcyjność zajęć, a zapomniał o celach szkolenia i o konieczności przeprowadzenia uczestników przez wszystkie etapy cyklu Kolba. A może zleceniodawca założył, że gdy dużo zapłaci za kilka „wypasionych” gier, to szkolenie będzie lepiej spełniało swoją rolę. A przecież wszystko zależy od zrównoważenia atrakcyjności zajęć i nastawienia na realizację celów.
Doświadczony trener dobiera różne typy aktywności, bo ludzie są różni, mają różne preferencje, czy style uczenia się. A i tak każdego z uczestników trzeba przeprowadzić przez wszystkie etapy cyklu Kolba – doświadczenie, refleksję, wnioskowanie i eksperymentowanie. Zatem gra, bez dobrego omówienia, nawet jeśli jest bardzo atrakcyjna, z punktu widzenia celów szkolenia jest niewiele warta. Warto stosować w szkoleniach gry, które dzięki wykorzystaniu doświadczenia i zabawy w nauce, w sposób naturalny angażują uczestników i pokazują ich typowe zachowania oraz pozwalają w bezpieczny sposób przećwiczyć nowe umiejętności, a dzięki dobrze poprowadzonemu omówieniu zwiększają efektywność szkoleń.
Image courtesy of Anusorn P nachol/FreeDigitalPhotos.net