Kiedy pracodawcom coraz trudniej jest pozyskać kandydata, agencjom pracy o wiele łatwiej jest zdobyć klienta. W teorii. Owszem, firmy mające problem ze znalezieniem pracowników chętnie zgłaszają się o pomoc do agencji rekrutacji, ale do zatrudnienia pracownika jeszcze długa droga. Niestety nie wszyscy rozumieją, że proces rekrutacji to gra zespołowa. I jeśli pracodawca oferuje złe warunki i zmaga się z problemami organizacyjnymi, to agencja nie zdziała cudów.
Pracownik na już, a najlepiej 50 pracowników
Panuje przekonanie, że agencja pracy to wypożyczalnia pracowników. Wystarczy zadzwonić, zgłosić zapotrzebowanie i na jutro mamy 50 pracowników gotowych i oddelegowanych do pracy. Pracodawcy zapominają, że rekruterzy agencyjni, podobnie jak wewnętrzne działy HR, muszą uruchomić proces rekrutacji i znaleźć odpowiednich kandydatów, a o tych przy obecnej sytuacji na rynku, jak wiadomo, bardzo trudno.
Z takimi przypadkami spotykamy się w naszej pracy na porządku dziennym. Zdarza się, że pracodawca dzwoni do nas z pytaniem, czy mamy w swojej bazie 50 pracowników budowlanych, którzy mogliby dokończyć projekt. Często pytają też o pracowników sprzątających na jutro, bo obecni zrezygnowali. Albo o pracownika na zastępstwo na 1 dzień, ponieważ ktoś zachorował. Dla nich samych te wymagania są nierealnie, ale nadal oczekują, że my posiadamy w swojej bazie 1000 bezrobotnych kandydatów, którzy tylko czekają na telefon – mówi Krzysztof, założyciel i CEO agencji pracy Jobs Plus.
Sytuacja wygląda podobnie w przypadku wykwalifikowanych pracowników z dużym doświadczeniem zawodowym. Tacy mają przecież świetną pracę i długie okresy wypowiedzenia i nie tak łatwo zachęcić ich do zmiany pracodawcy. Oczywiście agencja może starać się ich pozyskać. To wymaga jednak czasu i przede wszystkim korzystnej oferty, która ich do tego przekona. Niestety warunki, jakie proponują pracodawcy są często poniżej rynkowej średniej…
Umowa o pracę? Jednak nie
Agencja znajduje właściwą osobę, ta osoba decyduje się przyjąć ofertę, a klient chce ją zatrudnić. Brzmi jak sukces rekrutacyjny, prawda? Niestety problemy pojawiają się jeszcze nawet na etapie podpisywania umowy z kandydatem.
Jakiś czas temu agencja Jobs Plus rekrutowała osobę dla jednej z warszawskich drukarni. Pracodawca zadeklarował, że oferuje umowę o pracę na okres próbny 3 miesięcy, a później umowę na czas nieokreślony. Agencja znalazła odpowiedniego kandydata i przekazała go klientowi. Niestety na ostatecznej rozmowie z kandydatem klient zmienił zdanie. Z umowy o pracę zrobiła się umowa zlecenie, a z czasu nieokreślonego 12 miesięcy. Okazało się też, że wynagrodzenie zasadnicze to jednak 50% tego, co oferowano. Drugą połowę pracownik może uzyskać „pod stołem”.
Takie sytuacje zdarzają się niestety często. Kandydat informuje nas, że klient na rozmowie w siedzibie firmy złożył mu ofertę na zupełnie innych warunkach, a my musimy całą tę sytuację wyjaśniać. W oczach kandydata wszyscy wyglądamy nieprofesjonalnie: i klient i my jako agencja – podsumowuje Krzysztof Rajtar.
Pracownik z Ukrainy za stawkę minimalną
„Dzień dobry, czy dostarczają Państwo pracowników z zagranicy, np. z Ukrainy, Indii czy Nepalu?” – takie pytanie pada często, gdy chodzi o pracowników liniowych. Powodem są oczywiście oszczędności. Pracodawcy twierdzą, że Polacy mają zbyt wygórowane oczekiwania finansowe. A oni chcą zapłacić tyle, ile wynosi stawka minimalna i ani grosza więcej.
Nam wydaje się to po prostu nieetyczne. Rekrutując pracowników, zwracamy uwagę na ich doświadczenie, kwalifikacje i dopasowanie do stanowiska, nie na to, skąd pochodzą. Poza tym wspieramy uczciwą politykę wynagrodzeń i edukujemy pracodawców, aby płacili przynajmniej zgodnie z rynkową średnią – mówi Rajtar.
Niestety wielu pracodawców niechętnie podchodzi do zmiany oferty (zwłaszcza wynagrodzenia), nawet jeśli agencja wyraźnie sugeruje, że na obecnych warunkach trudno będzie kogoś pozyskać.
Zdarzają się nawet klienci, którzy na sugestię podniesienia wynagrodzenia odpowiadają, że oferując taką stawkę sami mogliby znaleźć sobie pracownika i nie potrzebowaliby pomocy agencji. Skąd wzięło się przekonanie, że agencje oferują tańszych pracowników? Nie wiadomo.
Miesiąc próbny za darmo
Okres próbny to standard, ale pracownik od pierwszego dnia pracy powinien mieć umowę i zapłatę wykonaną pracę.
Tymczasem zdarza się, że pracodawcy życzą sobie pracownika „na próbę” za darmo. Tłumaczą, że najpierw chcą przetestować jego umiejętności i „pozwolić mu się wykazać” – dopiero wtedy podejmą decyzję o zatrudnieniu. Czasami proszą o dzień próbny, czasami o tydzień. Jeśli znajdą 4 takie osoby i wszystkim na koniec podziękują, to mają już darmowego pracownika na cały miesiąc.
Co więcej, negocjują też okres gwarancji, którą udziela agencja na każdego pracownika. Zdarza się, że oczekują półrocznej czy nawet rocznej (!) gwarancji. W praktyce oznacza to, że jeśli w tym czasie klient zwolni pracownika lub ten sam zdecyduje się odejść, agencja ma obowiązek dostarczyć kolejnego kandydata. Oczywiście bezpłatnie.
Współpraca na linii pracodawca-agencja kluczem do sukcesu
Wpływ na sukces rekrutacji ma wiele czynników: wysokość wynagrodzenia, warunki zatrudnienia, sprawne działanie rekrutera itd. Najszybciej udaje się pozyskać pracownik dla świadomych klientów, którzy traktują agencję jak partnera biznesowego. Są otwarci na sugestie, na bieżąco przekazują feedback i chcą grać do jednej bramki.
Jeśli agencja i pracodawca od początku współpracują i traktują się po partnersku, zyskują na tym wszyscy: pracodawcy dobrych pracowników, kandydaci szansę na zatrudnienie, a agencje większą liczbę udanych procesów rekrutacyjnych.
Autor: Krzysztof Rajtar, przedsiębiorca, założyciel i CEO agencji pracy Jobs Plus: https://jobsplus.pl/. Od 15 rozwija firmę wspierającą pracodawców w pozyskiwaniu najlepszych talentów do organizacji. Prywatnie pasjonat kolarstwa szosowego i triatlonista.
Na pytanie „Skąd wzięło się przekonanie, że agencje oferują tańszych pracowników? Nie wiadomo.”, ja znam odpowiedź. Takie przekonanie wytworzyły same agencje pracy, które żyłowały pracowników ile tylko się dało w czasach rynku Pracodawcy, a pieniądz był w miarę łatwy, a człowiek był tylko produktem/usługą, którego przerzucano między agencjami. Gdy nagle role się odwróciły, to wtedy wielu Pracodawców nie umiało przejść do porządku dziennego i naiwnie myślało, że pracownicy powinni dziękować za te minimalne wynagrodzenie i kłaniać się w pas, ot kultura folwarczna, o której pisał Pan Jacek Santorski. W tym wszystkim agencje pracy, są w dalszym ciągu postrzegane są jako alternatywa dla Urzędu Pracy, czyli baza osób o niskich oczekiwaniach i kwalifikacjach. Co ważne współczesny rynek pracy, na całym świecie, idzie w kierunku specjalistów w wąskich obszarach, także w pewnym momencie, co poniektórzy mogą się odbić od ściany, bo w ich firmach nie będzie nic co mogłoby przyciągnąć pracownika. Hale, budynki i stanowiska pracy, zostaną puste, a oni (Pracodawcy) dalej będą mówić „co za roszczeniowy pracownik”, „niewdzięczni millenialsi”.