HRcamp oczami ekipy konferencyjnej to intensywne dwa dni spędzone dwutorowo: na równoczesnym czuwaniu nad przebiegiem wydarzenia i korzystaniu z efektów kilkumiesięcznej pracy. To spotkania z osobami znanymi do tej pory z korespondencji mailowej, pośpieszne notowanie podczas prezentacji, kalejdoskop scen, urywków rozmów, nowych faktów i dowcipnych puent prelegentów.
Mój HRcamp zaczął się o świcie. Pierwsze zapamiętane obrazy to Praga o poranku, a w tramwaju mimo wczesnej pory dyskretne znaki, że nie ja jedna zmierzam w kierunku Kina Praha: nalepka “I love HR” na czyjejś teczce, plan Warszawy czujnie porównywany z widokiem za oknem przez innego pasażera, widoczne tu i ówdzie biznesowe stroje i walizki.
A już w kinie – jeden z gości zawracający energicznie do recepcji po konferencyjny długopis od firmy Goldenline (z wbudowanym labiryntem i aż dwiema metalowymi kuleczkami), mówiąc, że wszyscy będą mu go zazdrościć na zebraniach Zarządu…
Fakty, dane i ciekawostki
Pierwsza prelekcja, na której byłam to “I love my job! Czyli o miłości w EB” Barbary Zych. Z apetycznie gęstej od badań i faktów prezentacji, przeplatanej pytaniami do słuchaczy, wyłaniał się obraz HR-owca manipulującego różnymi wskaźnikami, aby niczym w grze zręcznościowej, utrzymać optymalny poziom zaangażowania pracowników. Poprzeczka zawieszona jest wysoko: w ostatniej rundzie pracownik ma odpowiedzieć twierdząco na pytanie: “Czy czujesz podekscytowanie, myśląc o jutrzejszej To do list?”
Następnie Tomasz Domański z Talmundo opowiadał o aplikacjach mobilnych w HR. Udało mu się przenieść nas na chwilę w przyszłość, w której rekrutowanie przypomina korzystanie z wyszukiwarki: zamawiający określa wykształcenie, doświadczenie, przedział wiekowy, województwo, a program sam odnajduje w sieci odpowiadających opisowi kandydatów, którym w bocznym pasku zamiast reklamy “Sukienki Zalando!” wyświetli się “Specjalista ds. PR – aplikuj!”.
To fakt, że Internet coraz trafniej rozpoznaje nasze gusta filmowe czy muzyczne, warto więc przygotować się na to, że technologia pójdzie o krok dalej, pierwsze takie zmiany obserwujemy już u zachodnich sąsiadów. Kto wie, czy za jakiś czas sieć nie będzie orientować się w naszych planach zawodowych lepiej niż my sami?
Szyfry nie tylko dla szpiegów
Spostrzegawczy goście od razu zauważyli, że Wioleta Wąsik odważnie dobrała torebkę – prelegentka pojawiła się ze stylową skórzaną walizką, zamykaną na zamek szyfrowy. Jak się okazało, aby nie znudzić Ygreka, warto korzystać z nietuzinkowych rozwiązań: jedno z nich to zamknięcie kandydatów w escape roomie podczas sesji Assessment Centre Grupy Żywiec. Złamanie szyfru do walizki było niezbędne, aby wydostać się na zewnątrz.
Case study metod stosowanych przez zespół HR Grupy Żywiec zostało uzupełnione o dane i wskaźniki skuteczności, które mówią same za siebie: na 60 osobowy Dzień Otwarty firmy wpłynęło 500 zgłoszeń.
Mieliśmy też okazję, aby otrzymać rzeczowe informacje na temat egzaminu językowego TOEIC. Karol Granoszewski z ETS Global podpowiadał, jak wykorzystywać certyfikaty w systemie motywacyjnym, aby wykupiony dla pracowników kurs językowy nie znalazł się w ich hierarchii zadań gdzieś pomiędzy niewykorzystanym karnetem na siłownię, a odkładanym z miesiąca na miesiąc remontem garażu (a i to pod warunkiem, że lektor będzie sympatyczny. I przystojny.) Ponownie okazało się, że cele SMART można odnaleźć wszędzie.
Dzień drugi – kameralnie
Spokojniejsze tempo drugiego dnia sprzyjało rozmowom i wymianom obserwacji. Udało mi się uczestniczyć w dwóch spotkaniach.
Z pierwszego z nich, które poprowadzili Maciej Stroński i Marta Tula z ING Życie, zapamiętałam myśl, że udzielanie spersonalizowanego feedback’u odrzuconym kandydatom jest nie tylko dowodem savoir vivre, ale przede wszystkim dobrym sposobem na wyróżnienie się na rynku pracodawców. Część kandydatów przyjmujemy do pracy, a pozostali ruszają w świat z pozytywnym przekazem o naszej firmie – to czasochłonne, fakt, ale wizja wydawała się zachęcająca.
Zabrakło mi nieco większej liczby interakcji ze słuchaczami, zwłaszcza, że zainteresowała mnie wymiana zdań Macieja Strońskiego z jedną z uczestniczek, która ze względu na specyfikę branży (rekrutowała inżynierów o określonym zestawie umiejętności) miała odmienne doświadczenia niż prowadzący (dokładający starań, aby w wieloetapowej rekrutacji wyselekcjonować kandydatów o odpowiedniej etyce biznesowej).
“Grywalizacja, jak ją stosować w HR?”, ostatnie wystąpienie, którego miałam przyjemność wysłuchać, stało się dla mnie wisienką na konferencyjnym torcie.
Marcin Wardaszko z Akademii Leona Koźmińskiego odwoływał się do różnorodnych przykładów z życia, począwszy od pewnej gildii informatyków realizującej questy na zlecenie klientów (którzy składając zamówienie nie podejrzewali nawet, że rozmawiają z Elfem Paladynem z poziomu 20), a skończywszy na bezprecedensowym przypadku wywołania u pracowników dużego magazynu stanu umysłu, którego znakiem rozpoznawczym bywa zazwyczaj okrzyk “Ja nie dam rady?! Potrzymaj mi piwo!”.
Projekt zaowocował spadkiem liczby przestojów i pomyłek w wysyłkach nieomal do zera, choć wcześniej stanowiły one poważny problem. Sposób? Magazyn został wyposażony w ekrany pokazujące na bieżąco liczbę zeskanowanych produktów. W razie opóźnień cyferki podświetlały się na czerwono, po wykonaniu wszystkich zadań – na zielono. Pracownicy wciągnęli się w rozgrywkę “my kontra magazyn”. I wygrali.
Każdy z uczestników wybierając ścieżki i wystąpienia skomponował niejako swój własny HRcamp i wyszedł z nieco innym zestawem wrażeń. Ten subiektywny kalejdoskop scen, który wynosimy z konferencji poza torbą, wizytówkami i opakowaniem popcornu to coś, co zostaje z nami na dłużej. Chętnie wrócę za rok, żeby uzupełnić zbiór.
Do zobaczenia!
Autorka: Zofia Augustyniak
CZYTAJ TEŻ: HRCAMP 2015 – RELACJA Z KONFERENCJI