Jednym z większych zaskoczeń minionych wakacji było wprowadzenie dress code’u przez bank PKO BP. Nie dość, że latem, gdy biurowa elegancja obowiązuje w ograniczonym zakresie, to – jak się wydaje – o parę lat za późno. Na Zachodzie bowiem odchodzi się już od korporacyjnych mundurków. Czy słusznie?
W siedzibie Google nikogo nie dziwi, że pracownik przychodzi do biura w koszulce z Che Guevarą, a na biurku ma akwarium z rybką i zdjęcie narzeczonej. To właśnie internetowy gigant jako pierwszy stwierdził, że ludzie pracują z większym zapałem, gdy w firmie mogą wyglądać i czuć się jak w domu. Rzecz jasna, łatwo wprowadzić takie zasady tam, gdzie pracownik nie ma kontaktu z klientami. W innym przypadku jakiś szczątkowy dress code obowiązywać musi. – Był taki czas, kiedy firmy spisywały absurdalne zasady w stylu: jeśli koszula, to niebieska, jeśli garnitur, to szary albo czarny. Dziś od tego odchodzą, pozwalając pracownikom np. samodzielnie dobierać kolory. Nie oznacza to jednak, że nie obowiązują podstawowe zasady schludnego i eleganckiego wyglądu – mówi Izabela Kielczyk, psycholog biznesu, coach. – Tym bardziej, że to, co pracownik może odbierać jako nadmierną kontrolę swojego wizerunku, w rzeczywistości działa na jego korzyść. Sama miałam do czynienia z panią prezes, która do pracy przychodziła w mini i kabaretkach, a potem się skarżyła, że nie jest traktowana poważnie.
Może to właśnie obawy przed taką swobodą ubioru popychają niektórych pracodawców do wprowadzania dress code’u według „starej szkoły”. Pracownicy PKO BP zostali poinstruowani, że mają nosić „kolory władzy”: czarny, granatowy, ciemny brąz. Plus: muszą wyglądać schludnie (jedna z pracownic narzekała na łamach Gazety Wyborczej: Bank traktuje mnie jak niepełnosprawnego umysłowo. Nie rozumiem uwag o tym, że powinnam nie być potargana ani pognieciona). – Wielu pracowników nie zna podstawowych zasad służbowego stroju. Z kolei ci, dla których nie są to nowe wiadomości, mogą czuć się dotknięci niektórymi regułami dress code’u. Nie znaczy to, że w ogóle nie należy go wprowadzać, ale należy to zrobić umiejętnie. Np. zorganizować szkolenie pod hasłem: „Jak się nie ubierać”, czyli wspomnieć o tym, że w pracy nie popisujemy się drogimi markami, nie podzwaniamy kilogramami biżuterii, a krótkie spódniczki i głębokie dekolty wyglądają po prostu nieprofesjonalnie – mówi Izabela Kielczyk. Zaznacza też, że o ile dress code w banku jest pożądany, o tyle są firmy, gdzie odrobina nieładu w ubiorze jest pożądana. Wewnętrzny, oddolny regulamin ubioru stworzyli informatycy czy pracownicy techniczni (koszule, swetry, znoszone dżinsy), którym musi być wygodnie i którzy od czasu do czasu po prostu się w pracy brudzą. Twórczy nieład panuje w szafach pracowników mediów i agencji reklamowych, a w redakcjach czasopism modowych często dochodzi do współzawodnictwa: kto bardziej zbliży się do najgorętszych trendów. – Są takie zawody, gdzie liczy się kreatywność i indywidualizm. Skoro od pewnej grupy pracowników oczekujemy, że będą wpadali na nieszablonowe pomysły, nie wciskajmy ich w mundurki. Ważne jednak, by ten ich luz był pod kontrolą, tzn. żeby nikogo swoim wyglądem nie obrażali, zwłaszcza jeśli mają kontakt z osobami z zewnątrz. Wtedy ich wizerunek świadczy przecież o firmie – zaznacza Izabela Kielczyk.
Mimo to nad wprowadzeniem dress code’u do firmy warto się zastanowić dwa razy, zwłaszcza gdy ma to być bardzo sztywny zbiór zasad. Typowy strój „biznesowy” tak w przypadku mężczyzny, jak i kobiety, kojarzy się stereotypowo z zimnym, bezosobowym profesjonalistą. Nie w każdej branży jest to wizerunek pożądany. Na pewno nie powinien tak wyglądać pracownik banku, który obsługuje klientów w okienku. Żywszy kolor koszuli, delikatna biżuteria czy spódnica elegancka, ale o modnym kroju, zaprezentują naszego pracownika jako osobę podobną do klienta, znającą się na swoim fachu, ale otwartą i skorą do pomocy. Pracownik musi znać podstawowe zasady elegancji, ale nie może się czuć umundurowany. Chyba że jego szefowi zależy na tym, by firma kojarzyła się zatrudnionym z koszarami.
Autor: Izabela Kielczyk
Wszystko piękne gdy takie jest. A w jaki sosób ograniczymy informatyka czy „osobę z reklamy” jeśli wprowadzimy „delikatne” zasady ubioru? Od klasycznego dress codu systematycznie się odchodzi i wydaje mi się, że nie koniecznie ze względu na jej konerwatywizm ale koszty jakie pracodowca jest zmuszony ponieść. Zadasy obioru powinne być dostosowane do specyfiki firmy, to oczywiste, ale pownny być jasno okcreślone. „Dess code” to po prostu profesjonalizm, którego nie powinniśmy się bać. A pomysł, aby zamiast wprowadzać zasady robić szkolenia? Według mnie to za mało. Chciałabym usłyszeć jak to profesjonalnie zrobić.
Dress code typu business lub smart casual, który jest zalecany w banku oraz instytucjach o podwyższonym zaufaniu, w cale nie musi być sztywny i nudny. Jednak trzeba się trochę znać i poćwiczyć na sobie. Z przykrością stwierdzam, że wiedza wśród zwykłych pracowników jest bardzo małą, a wśród managerów nieco lepsza, ale ciągle pozostawia do życzenia. Najwięcej zamieszania jest w przypadku smart casual`u. Ludzi różnie to rozumieją i rzeczywiście jest to najtrudniejszy styl w modzie, ponieważ reguł jest mało i są płynne.
Dla zainteresowanych wklejam link do artykułu na temat dress code`u dla handlowców pracujących poza biurem:
https://luigisaladini.fashion.blog/2017/06/07/ubior-wyglad-przedstawiciela-handlowego/