Jedną z moich ulubionych scen w The Social Network jest ta, kiedy dziekan Harvardu mówi do swoich studentów: “Absolwenci Harvardu nie szukają pracy, oni ją sobie tworzą”. Zawstydzeni studenci wychodzą z jego biura, a ja dostaję sporą dawkę inspiracji. Bo tu właśnie tkwi sedno: jest do bani? Zmień to!
Niestety, większość z nas będzie marudzić na szefa, który nie wychodzi z inicjatywą podwyżki, na firmę, która nie jest przyjazna pracownikom, na wysiłek, który nie jest doceniany i na karierę, która nie uwzględnia obecności rodziny. A kto wam do cholery z własnej inicjatywy da podwyżkę? Kto bez odpowiedniej zachęty stworzy wam work-life balance? Pewnie jest kilku takich szefów, sama kilku znam, ale sami wiecie, że większość z nich z takimi inicjatywami nie wyjdzie. A wy, obrażeni, wciąż będziecie czekali na pierwszy krok szefa, jak księżniczka na pocałunek księcia. Nawet moja córka nie wierzy w takie rzeczy, a pocałunki uważa za wyjątkowo obrzydliwe.
Fakt jest taki, że brak work-life balance to wasza wina, w całości lub częściowo! Chcecie mieć równowagę? Sami ją sobie zróbcie. Koniec z narzekaniem i liczeniem na pracodawców. To ludzie powinni świadomie projektować swój styl życia. Jeśli wasze życie wam nie odpowiada – pora to zmienić.
Zróbmy mały test. Jeśli na większość pytań padnie odpowiedź TAK – weź się w garść i pomyśl o work-life balance.
1. Kiedy wybija pora lunchu wyskakujesz po najszybciej dostępny badziew spożywczy i wciągasz go przed monitorem w pośpiechu lewą ręką, podczas gdy prawa dłoń nadal klika. Ciągłość pracy podczas zjadania kebaba – umiejętność naprawdę wybitna, tyle że rujnująca to, co w pracy w społeczności najlepsze. Zjadasz marne lunche przy komputerze?
2. Droga Wstydu – to ten czerwony dywan, który przemierzasz o 17.30 mijając troszczących się o wizerunek “zapracowanych” pracowników i szefa, którego wyraz twarzy ewidentnie wskazuje na brak zrozumienia dla samowolnego oddalania się do domu wcześniej niż on. Czy czujesz się wtedy, oględnie mówiąc, “niekomfortowo”?
3. W drodze do domu sprawdzasz nerwowo każdego maila na swoim smartfonie i nie wypuszczasz go z rąk nawet podczas wizyty w toalecie? Ściągasz gniewne spojrzenia matki swoich dzieci oraz ich samych, kiedy o 8 wieczorem siadasz do laptopa, bo trzeba pilnie coś zrobić?
3a. (wersja dla kobiet) Wracasz do domu i mimo wrzasków swoich dzieci i podczas próby zabawy z nimi myślisz o pracy? Przypominasz boginię Sziwę, kiedy usiłujesz w jednym czasie ogarnąć domowy chaos, ugotować obiad, zwalczyć kryzys pralniczy i odpowiedzieć na pilny telefon?
Nawet opisywanie tego wszystkiego jest męczące. Ale jest odpowiedź – postawienie granic. Remedium na powyższe sytuacje leży w limitach.
1. Limit zaangażowania
Dla pracodawców najważniejsze na świecie jest zaangażowanie. Dla ciebie również – zaangażowany i doceniony za to pracownik jest szczęśliwszy. Fakt jest jednak taki, że również tu należy postawić granicę. Masz prawo odmówić pracy na wakacjach, masz prawo sprzeciwić się nadmiarowi obowiązków, masz prawo spać, jeść i wychowywać swoje dzieci. Masz prawo do najgłupszych na świecie pasji i romantycznych kolacji z narzeczoną. Istnieje słowo NIE i czasem warto o tym pamiętać.
2. Limit czasu
Problem jest taki, że nie da się jednocześnie świetnie pracować, być super zaangażowanym, innowacyjnym, kreatywnym, efektywnym, szczęśliwym i dyspozycyjnym, a jednocześnie pracować od 9-17 z przerwą na lunch. Albo od 9-17 i szlaban, albo zaangażowanie i dyspozycja, ale flexi. Pomyśl o tym.
3. Limit głupoty
Biorąc pod uwagę fakt, że niebawem co drugi/a z nas będzie miał na karku choroby spowodowane niezdrowym trybem życia, stresem w pracy, wypaleniem, a także przedwczesną śmierć z powodu nowotworu i chorób serca, jest kompletnym kretyństwem poświęcanie pozostałego nam czasu na dupogodziny i nieefektywną pracę.
– postaw sobie cele dnia i efektywnie pracuj do lunchu
– wyjdź coś zjeść z innymi osobnikami rodzaju ludzkiego. Doceń, że masz obok siebie homo sapiens i ciesz się tym
– wróć do roboty i po prostu zrób to, co sobie założyłeś
– jeśli jest ci głupio, że wychodzisz wcześniej, mimo, że zrobiłeś/aś wszystko szybciej – puknij się w głowę i zastanów czy uleganie wkurzającej kulturze obecności w pracy jest sensowne.
– zastanów się co jest ważniejsze: usatysfakcjonowanie szefa pustymi godzinami, czy 2 godziny więcej ze swoimi dziećmi lub spędzone na realizacji pasji?
Pewien mój przyjaciel pracował kiedyś w całkiem fajnej firmie, ale zjawiał się w domu dopiero o 7. Zapytany dlaczego tak jest odpowiedział, że ma szefa, dla którego jest to bardzo ważne i któremu zależy na takim zaangażowaniu. Zostawanie dłużej w pracy było wyrazem szacunku i zrozumienia dla potrzeb szefa. Dopiero teraz dotarło do mnie jak idiotyczne jest to tłumaczenie. Czy bowiem wobec tego szef jest ważniejszy od dzieci? Szefowie odchodzą, dzieci wciąż są te same. Po latach opinię szefa masz w nosie. Gdzie masz opinię swoich dzieci, kiedy mówią po latach, że w najważniejszym okresie ich rozwoju nie było cię z nimi? LIMITY. Pomyśl o tym.