Nie lubię telepracy w domu:
1. Bo ma złą nazwę. „Oto Ola, jest telepracowniczką„. No matko, czy ktoś chciałby, żeby go tak przedstawiano? Dlatego ludzie, którzy pracują zdalnie szukają dla siebie odpowiedniego określenia. Jak dumnie brzmi: Jestem Ola. Jestem cyfrowym nomadą. Albo: pracuję z domu jako freelancer. Nic na to nie poradzimy, nomenklatura jest istotna, podobnie jak status.
2. Bo siedzenie w domu cały dzień może przyprawić o mdłości – ileż można! Dom jest cudowny, ale wszystko w nadmiarze szkodzi. Dlatego po pewnym czasie człowiek ma ochotę pomalować rzęsy z okazji wyrzucenia śmieci.
3. Bo najlepszą relację nawiązuje się z kotem, a on nie ma kontaktów biznesowych i jest słabo kreatywny.
Czy myślicie, że właśnie dlatego rynek telepracy się nie rozwija?
Wiecie, że to nie pracodawcy są barierą w rozwoju pracy z domu, a właśnie pracownicy? Nawet nie chodzi o wymienione przeze mnie problemy – okazuje się, że to jest kwestia zaufania do firmy. Jeśli przez dziesięciolecia pracowaliśmy jak chłopi pańszczyźniani pod batem feudalnego pana, od 9-17, to nie ma co się dziwić, że pracodawca oferujący nam pracę z domu, pracę mobilną, bez własnego biurka jest dla nas lekko podejrzany, ma wygląd krzaczasty i wzrasta do niego poziom nieufności?
A przecież na dobrą sprawę telepraca to genialne rozwiązanie na obecne ciekawe czasy:
– nie stoimy w korkach
– oszczędzamy na benzynie i biletach
– zmniejszamy korki w centrach miast
– odżywiamy się lepiej (po domowemu) i nie wydajemy kasy na lunche
– oszczędzamy kochaną matkę ziemię nie waląc jej w płuca dodatkowego badziewia
– jeśli mamy trudności związane z niepełnosprawnością lub konieczność opieki nad innymi -telepraca jest najlepsza.
Co zrobić, żeby zwiększyć liczbę ludzi pracujących zdalnie? Mam garść przemyśleń…
1. zmienić nazwę telepracy i telepracowników. Niech praca zdalna będzie trendy, niech to świadczy o nowoczesności i chęci świadomego projektowania stylu życia
2. nie pracujmy całkowicie z domu. Rozważmy pracę z domu tylko kilka dni w tygodniu, w pozostałe pracujmy w siedzibie firmy, w kawiarniach, w lokalnych biurach coworkingowych, gdzie można wynająć biurko na godziny
3. godziny zaoszczędzone na telepracy wykorzystajmy na spotkania z ludźmi. Niech to nawet będzie sąsiadka.
Co o tym sądzicie? Uda się?