Typowy dzień pracy składa się z ośmiu godzin. Jak jednak wiadomo nie od dziś, doba zawiera co najmniej trzy razy tyle czasu. Co zatem stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać pozostałą jej część do budowania swojej błyskotliwej i wspaniałej kariery? Wasz Korporacyjny Korespondent zna odpowiedź na to pytanie. Kompletnie nic.
Z większością tak zwanego wolnego czasu, możemy rozprawić się bardzo łatwo. Jedzenie kolacji jest niezdrowe, w kinie już od dawna nie ma nic ciekawego, a nasza druga połowa i tak z pewnością działała nam na nerwy, na długo przed rozstaniem. Mamy więc sporo przestrzeni do zagospodarowania. Kiedy jednak zbliża się północ dopada nas przemożna chęć zatopienia się w pościeli. Niedoświadczeni adepci świata biznesu, próbują wówczas walczyć ze sobą, wypijając 12-stą kawę, trzaskając się co i raz po twarzy, tudzież biegając wokół bloku w slipach. Wielki błąd. Natura, która niejednokrotnie udowodniła, że kapitalizm ma w najgłębszym poważaniu i tym razem postanowiła zrobić nam brzydki psikus, programując nas tak, abyśmy musieli z każdego dnia pracy urwać co najmniej pięć godzin, na bezproduktywne tkwienie w łóżku.
Nie oznacza to bynajmniej, że nie możemy, a tym bardziej nie powinniśmy obchodzić jej kompletnie niezrozumiałych procedur. Jak tego dokonać, pytamy pana Marka (32 l.), który każdą dobę potrafi wypełnić po brzegi służbowymi obowiązkami.
– W istocie, na początku mojej kariery ślęczałem po nocach nad segregatorami, gapiąc się tępo w rzędy cyferek. Czułem się w obowiązku poświęcić całą życiową energię firmie, która tak wiele dla mnie zrobiła, poczynając od wypłacania sowitego wynagrodzenia i na tym zarazem kończąc. Nie potrafiłem jednak pohamować fali zmęczenia, która niczym nie skrępowana nadchodziła każdego dnia. – wspomina z wyraźnym rozrzewnieniem, objawiającym się obfitym krwotokiem z nosa. – Pewnego dnia, postanowiłem spróbować oszukać swoje zmęczenie. Tuż po wyjściu z biura zacząłem intensywnie rozmyślać o wszystkich nierozwiązanych problemach. Firmowe myśli w mojej głowie kotłowały się, jak zazwyczaj, bez ładu i składu, jednak pozwalałem im na to zważywszy, że w moim życiu i tak nie miałem niczego o czym warto byłoby myśleć. Rozmyślałem więc w autobusie, rozmyślałem myjąc zęby, rozmyślałem kiedy padłem do łóżka. Misterny plan wypalił. Mózg jak zaklęty, nie przestał analizować służbowych problemów nawet kiedy cała reszta mnie zapadła w ciężki sen.
Pan Marek tuż po obudzeniu, lekko zlany potem i z nieznacznymi mdłościami, miał już w głowie gotowy plan rozwiązania większości spraw, nad którymi zazwyczaj głowiłby się co najmniej do 9-tej.
– Byłem zachwycony tą wspaniałą metodą i postanowiłem ją rozwijać. – zdradza nam trzepiąc nerwowo rzęsami, umocowanymi na końcach nabrzmiałych powiek. – Teraz, przed wyjściem z biura przesyłam sobie do domu e-maile, które w ciągu dnia najbardziej mnie wzburzyły. Kiedy siedzę już w pidżamie, otwieram je po kolei i pociągając mocną kawę przeżywam wszystkie uniesienia po raz drugi. Następnie, nie dając sobie chwili na refleksję rzucam się do łóżka i próbuję jak najszybciej usnąć, aby się nie rozpraszać i płynnie przejść do analizy biurowych dylematów w fazie REM. Działa bez zarzutu i nie powoduje żadnych efektów ubocznych – zapewnia nas Pan Marek, nerwowo opędzając się od muchy, będącej wytworem jego wyobraźni.
– Kiedy jednak szef naprawdę da mi w kość, wiem że tradycyjne metody nie zdadzą się na wiele i padnę bez względu na wszystko. Na takie specjalne okazje mam przygotowaną tajną broń. Przed snem przyklejam sobie wówczas najmocniejszy plaster nikotynowy. – objaśnia, nie bez trudu cedząc słowa przez mimowolnie zaciśnięte szczęki. – Zapadanie w głęboki sen z nikotyną sączącą się przez skórę, jest jak kąpiel w wannie wypełnionej gwoźdźmi. Doskonale stymuluje mózg do rozwiązywania firmowych problemów.
Tak, tak, Drodzy Czytelnicy. Jeśli chcecie przyśpieszyć swoją karierę, wykorzystajcie czas, którzy Wasi, za przeproszeniem koledzy, poświęcają na przyziemne słabostki i zacznijcie pracować także nocą. Już niebawem zrozumiecie, że możecie osiągnąć znacznie więcej pracując całą dobę, a przy okazji zyskacie mnóstwo wspaniałych wrażeń, w postaci widoku falujących ścian i szepczących lodówek – absolutnie niedostępnych dla obiboków śniących o niebieskich migdałach.
Bezbłędne 🙂